SLIDER

sesja sresja:(

sesja sresja:(

środa, 30 stycznia 2013

Hej, dziś niestety post szybki, krótki i niekosmetyczny. Myślałam, że w tym roku stres związany z sesją mnie ominie, jednak trochę się przeliczyłam. Chociaż sesja dopiero za ponad dwa tygodnie, jakimś cudem dwa egzaminy i jedno nazwijmy to kolokwium mam w ten weekend. Jeśli dobrze pójdzie, to na właściwą sesję pojadę tylko po wpisy. No ale stres jak to stres w moim przypadku - nie może obyć się bez anginy lub dolegliwości  żołądkowych, z dwojga złego wolę te drugie, ale co to za nauka, kiedy żołądek ściśnięty:( Tak więc randka z etyką jak za lat młodzieńczych z bólem żołądka, w sobotę logika... Do częgo dążę: wybaczcie mi nieobecność, większość weekendu spędzę w Szczecinie. Wracam do Was w poniedziałek z masą nowych recenzji i kolejnymi wpisami z cyklu "Paznokciowe love".

Trzymajcie kciuki!
Monika

I like it! Ulubieńcy stycznia

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Hej:) Za mną świetny weekend, przede mną dobry tydzień. Dziś spełniło się jedno moje malutkie marzenie. No, taka zachciewajka. Przyszła pocztą, ale o tym kiedy indziej. Dziś chciałąbym przedstawić Wam garść moich styczniowych ulubieńców. Bez kategorii - po prostu wybrałam to, czego używałam najczęściej w styczniu i to, co mi najbardziej służyło Enjoy:)



Róż Wibo  nr 3,  puder transparentny Essence - najlepszy puder jaki kiedykolwiek miałam! W marcu ma zostać wycofany, więc odkładam kasę i robię zapasy! Tani - 14zł, matuje na bardzo długo przy cerze baaaardzo tłustej. Cienie Inglot - uwielbiam (więcej niżej), Essence korektor - delikatny korektor, dobrze kryje, kosztuje jakieś 10zł i naprawdę długo się utrzymuje. Używam pod oczy, ale też punktowo. Podkład under 20 - lubię, choć początkowo kupiłam za ciemny odcień. Ładnie pachnie, ale słabo kryje. Używam kiedy się spieszę, na codzień mieszam raczej z Lumene w odcieniu 3 Perfect Beige. Ten podkład dobrze kryje, ale kolor trochę nie mój. Samodzielnie mam wrażenie, że mnie zapycha, ale razem z under 20 jest okej, nic się nie dzieje. 

Paletka Sleek OSS, używam głównie do brwi. Masło do ust Nivea - lubię, zapach budyniu malinowego. Radzi sobie z suchymi skórkami i ze wszystkim tak jak Carmex. Puder prasowany miss sporty So Matte - puder fajny, noszę w torebce, służy mi do poprawek. Fajny produkt za grosze. Próbka  Yves Rocher So Elixir - śliczne perfumy! Muszę kupić pełnowymiarowe opakowanie.  Żel atybakteryjny Bath & Body Works o zapachu Pink Chiffon - zapach jest intensywny, ale nie przeszkadza. Baaaardzo wydajny! Krem do twarzy Clarena z serii Eco Line - świetny nawilżający krem. Choć nie ma właściwości matujących, moja skóra nie błyszczy się po nim. Szybko się wchłania, pasuje mi zarówno na noc jak i na dzień. 



A tu cienie, których używam najczęściej. Ze Sleeka drugi od góry po prawej stronie i trzeci od gory po lewej. Brązowo złoty na powiekę, czekoladowy na brwi. Z Inglota używam wszystkich kwadratowych, z wyjątkiem żółtawego koloru.  Numerki to: brąz u góry po lewej AMC shine 134, beż 463, a potrójny to 122R. Tak pokochałam Inglota, że marzy mi się osobna wielka paleta na każdą porę roku! Ale narazie marzenia pozostaną marzeniami - przez jakiś czas.

Tym czasem uciekam na stepper, potem szybki prysznic i niestety na szarym końcu poodwiedzam Wasze blogi.

Ciastka z czekoladą - peeling Fennel

niedziela, 27 stycznia 2013


Hej Wam:) Dziś kilka słów o peelingu do ciała o zachęcającym zapachu czekoladowych ciasteczek od firmy Fennel.

Uwielbiam kosmetyki do ciała o "jadalnych" zapachach, a jeśli są to jeszcze peelingi - przepadam! Tak też było, kiedy zobaczyłam peeling o zapachu ciastek z czekoladą. Dla takiego łasucha jak ja to nie lada gratka. Przejdźmy jednak do rzeczy.


Peeling mieści się w plastikowym zakręcanym opakowaniu, które mieści 300 gram produktu. Zabezpieczony jest aluminiową folią, której niestety nie da się estetycznie zerwać. Brakuje tutaj "języczka" za który można pociągnąć. Trzeba się sporo namęczyć, żeby otworzyć opakowanie. Niestety nie udało mi się zerwać całej folii tak by nie odstawały ostre krawędzie, którymi później pocięłam sobie rękę. Nic strasznego, ale jednak komfortowe to nie jest. 

Konsystencja samego peeligu jest dla mnie dobra. Jest miękka, ale zwarta. Drobinki ścierające nie są ostre, ale jest ich tak dużo, że doskonale radzą sobie ze ścieraniem martwego naskórka. Dodatkowo po peelingu nie trzeba używać balsamu. Nie mam problemu ze suchą skórą na ciele, więc ten krok mogłam spokojnie pomijać, gdyż miałam wrażenie, że składniki peelingu nawilżają moją skórę za mnie. Peeling szybko spłukuje/zużywa się na ciele, dlatego te 300g wystarczyło mi zaledwie na kilka użyć. 



Zapach w opakowaniu przyjemny, konsystencja fajna. Nakładamy, masujemy, spłukujemy i ... tu zaczyna się rozczarowanie. W trakcie kontaktu z wodą peeling zaczyna pachnieć jak... mokry pies. Właścicielki czworonogów wiedzą o czym mówię - mokry futrzak nie pachnie przyjemnie. Tak więc radę znalazłam taką, że rozkoszowałam się peelingiem na sucho, a później w błyskawicznym tempie spłukiwałam go z ciała, a ponieważ nieprzyjemny zapach utrzymywał się na ciele, używałam bardzo pachnącego żelu OS by zapach ten zniwelować. 

Cena: ok. 29zł
Dostępność: słaba, głównie sklepy internetowe
Wydajność: kiepska
Zapach: przyjemny, po kontakcie z wodą już mniej 

Peelingowi przyznaję gwiazdkę za ścieranie i zapach podczas nakładania. 


Pozdrawiam Was,
Monika:)


Produkt otrzymałam w ramach współpracy z firmą Fennel, jednak fakt ten nie wpływa na moją opinię.



My name is Bond!

poniedziałek, 21 stycznia 2013


Uwielbiam filmy o słynnym agencie brytyjskiego wywiadu. Nie śledzę jednak nowości na naszym rynku kosmetyków, które byłyby związane z tym agentem:) Ale przeczytałam u sauria80world i Make Up Holics o nowościach OPI związanych z najnowszym filmem Skyfall. Film - niesamowity, lakiery - bajeczne: 


Gdy jednak dotarłam do Sephory to już ich nie było... Z błaganiem w głosie podeszłam do jednej z pań, która powiedziała, że lakiery te są już niestety na przecenie (tez mi zła wiadomość:)). Niestety złapałam już tylko jeden - On Her Majesty's Secret Service:


Kolor zielony, metaliczny, w sumie w zależności od tego jak pada światło może być ciemno-stalowo-szary. Dla mnie - fenomenalny. Wytrzymałość - ok. 4 dni. Niestety trzeba nałożyć aż 3 warstwy, ponieważ po 2 występują prześwity. Jednak szybko schnie pomimo nałożonych 3 warstw.

W cieplejszym świetle - kolor lekko ciemnofioletowy:

 
W zimniejszym świetle - kolor stalowogranatowy:

 
 Od momentu, kiedy moja siostra wypatrzyła lakiery OPI w TK Maxxie w Szczecinie i dała mi jak pojechałam do domu to zakochałam się. Miłość od pierwszego nałożenia. Naprawdę zaczynam się zastanawiać nad wyprzedażą mojej skromnej kolekcji lakierów i zakupieniem Nowinek OPI, które namiętnie będę śledziła:)


Moja ocena:


KWC od Sally Hansen

sobota, 19 stycznia 2013

Hej hej:) 

Nareszcie wróciła zima! Nie wiem jak Wy, ale ja w zimowe ( i jesienne też ) wieczory poza czytaniem książek lubię malować paznokcie. Samo malowanie to nie żadna sztuka (jeśli nie mamy na myśli fantazyjnych wzorków i różnych cudów świata:)), ale malowanie wieczorem to już trochę inna sprawa. Malowanie jak malowanie, gorzej ze schnięciem. Ile razy zdarzyło Wam się obudzić z odciśniętym wzorkiem od poduszki? Ile razy zepsułyście sobie świeży mani? Hehe, doskonale wiem ile:). Ale Moje Drogie, koniec z tym! Na ratunek przychodzi nam top coat od Sally Hansen:)


Spójrzcie tylko na tę butelkę - mnie czaruje już sam jej wygląd. Przezroczysta czerwień - bardzo lubię kolorowe, ale przeźroczyste buteleczki - widać zużycie produktu. Sam kształt jest niecodzienny, ale niezbyt fikuśny - coś między półkolem, a półksiężycem. 

Ta niepozorna buteleczka zawiera w sobie specyfik - CUDO! Kosztuje w zależności od sklepu 20-30zł, dostępny w przeróżnych drogeriach - Natura, Rossman (te drogerie, w ktorych są szafy SH), Sephora, również drogerie osiedlowe.

Jak działa? Wysusza lakier w mgnieniu oka! Malujemy paznokcie dowolnym lakierem, czekamy minutę-dwie i malujemy jedną warstwą SH Insta-dri. Już po kilku minutach możemy powrócić do codziennych zajęć, nawet do mycia naczyń. A i duet kołdra-poduszka nic tutaj nie zdziała. Oprócz szybszego wysychania, top daje nam ładne wykończenie, a także pzredłuża trwałość lakieru, choć to ostatnie to akurat sprawa indywidualna. 

Cóż, krótko podsumowując - ja produkt ten polecam z czystym sumieniem i przyznaję mu pięć gwiazdek!

A Wy nakładacie topy? Przyspieszacie wysychanie paznokci? Jeśli tak, to jakimi produktami? 

Pozdrawiam Was!:)
Monika
o tym, co ostatnio mi się marzy...

o tym, co ostatnio mi się marzy...

czwartek, 17 stycznia 2013

Witajcie:) Dziś właściwie ostatni dzień mojego wylegiwania się w domu. Jutro popołudniu mimo wszystko trzeba ruszyć na uczelnię. Cały tydzień czułam się nawet znośnie, udało mi się nawet przeczytać książkę i zrobić parę rzeczy, które od jakiegoś czasu planowałam. Za to dziś czuję się tak, jakbym odpokutowywała wszystkie poprzednie dni. Biorę antybiotyk, oczyszczam zatoki i czuję, że na nic to wszystko:(

Jak boli, to się nic nie chce, więc tak sobie leżę i co zobaczę, to zaraz chcę... Więc uaktualniam trochę moję chciejlistę.













Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś na to wszystko uzbierać:)
Monika



Żelatyna nie tylko do laminowania?

środa, 16 stycznia 2013

Hej hej:)

Dziś przychodzę do Was z garścią informacji o żelatynie. Jakiś czas temu w blogosferze pojawił się wielki bum na laminowanie włosów. Czyli, że produktu spożywczego można używać w pielęgnacji?
Przyjrzyjmy się temu trochę bliżej.

Żelatyna jest mieszaniną białek i peptydów, pozyskuje się ją w drodze częściowej hydrolizy kolagenowej ze skóry, chrząstek i kości zwierzęcych (okej, mnie już samo to zniechęca...). Używa się jej jako emulgatora, środka żelującego. Jest także składnikiem wielu farmaceutyków i kosmetyków (jako zagęszczacz), znajduje się także w powłoczce wielu kapsułek, leków, czy suplementów diety.

W blogosferze żelatyna znana jest najbardziej jako produkt do pielęgnacji włosów. Zacznijmy więc od tego najbardziej popularnego - laminowania włosów.
Nie ma się tutaj za bardzo co rozpisywać - w naczyniu rozpuszczamy żelatynę z wodą, dodajemy olejek-odżywkę i nakładamy na włosy. Ile dziewczyn-tyle sposobów: zmyć po chwili, owinąć włosy ręcznikiem i podgrzewać co jakiś czas, po dłuższej chwili zmyć. W efekcie otrzymamy piękne i lśniące włosy, bez efektu sianka na głowie:) Niczym z reklamy;). Nie próbowałam na sobie, ale podejrzewam, że jak w każdym przypadku - dla jednych coś się sprawdza, dla innych nie. Pamiętajmy, że każda z nas jest inna, każda ma inne potrzeby i oczekiwania.

zdjecie Agencja Gazeta
Żelatyna do kręcenia włosów? Cóż, tak. Niektóre z nas, które pragną o lokach/falach używają żelatyny do przygotowania żelu, do kręcenia (ale to brzmi:)). Mieszamy żelatynę z wodą, wstawiamy do zamrażalinika (!) na chwilę, po czym nakładamy niewielką ilość na włosy. Nawijamy je na bawełnianą koszulkę, upinamy, po upływie 30 minut możemy cieszyć się lokami. Cóż, tego też nie sprawdziłam na sobie, bo fale mam naturalne, ale ten sposób zupełnie mnie nie przekonuje, chyba wolę zwykłą lokówkę.

zdjecie magazyn TWIST

Powiecie - o czym babo piszesz, jak niczego z tego nie próbowałaś! A próbowałam - plaster na nos home made. Uwielbiam różnego rodzaju plasterki do oczyszczania porów. Niestety, są one zazwyczaj drogie. Oglądając filmiki na yt natrafiłam na filmik Michelle Phan, jak zrobić własne plasterki małym kosztem.
Wystarczy nam żelatyna, mleko, szklanka i łyżka. Łyżkę żelatyny mieszamy z dwiema łyżkami mleka, wstawiamy do mikrofalówki na około pół minuty. Czekamy aż lekko przestygnie i nakładamy na nos i/lub miejsca, gdzie chcemy oczyścić nasze pory. Czekamy, aż żelatyna zastygnie i zrywamy ją z twarzy jak maseczkę peel off.  Filmik z dokładną instrukcją :



Moje pory są bardzo problematyczne, są rozszerzone i trudno je oczyścić. Niestety żelatynowe plasterki nie zdały egzaminu. Owszem, lekko oczyściły pory, ale nie tak, jakbym tego oczekiwała. Minusem - dla mnie ogromnym jest zapach. Cóż, jeśli substancja jest bezzapachowa, nie myślę z czego jest ona pozyskiwana. Niestety w przypadku żelatyny, jej zapach jest mocno wyczuwalny i skrajnie niemiły, co doprowadza mnie prawie do możemy-sobie-wyobrazić-jakich-czynności.


Podsumowując - ja jestem na nie. Owszem, sprawdziłam jej działanie tylko w jednym z wyżej wymienionych sposobów, ale wrażenia zapachowe nie zachęcają mnie do kolejnych prób.

A Wy stosujecie żelatynę? Czy nie poddałyście się szałowi laminowania? Może znacie inne sposoby jej wykorzystania, albo sposób zniwelowania jej zapachu?

Pozdrawiam Was - wciąż z łóżka
Monika

Filmik o trądziku - dla ludzi o mocnych nerwach!

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Hej dziewczyny,
tym razem przybywam do Was z czymś zupełnie innym. Jak wiecie choroba=nudy, więc siedzę głównie na youtube i oglądam przeróżne filmiki. Natknęłam się już po raz drugi na ten filmik i postanowiłam się z Wami nim podzielić. Jeśli myślicie, że macie przechlapane, bo zmagacie się z trądzikiem - obejrzycie koniecznie. Ostrzegam - dla ludzi o mocnych nerwach. I żebyście nie załamały się oglądając go - chłopak zwalczył trądzik.




Także dziewczyny - głowa do góry!
Monika

jak to z tym ściąganiem jest? recenzja kremu od Synesis

Cześć dziewczyny! Jako, że zalegam w łóżku do końca tygodnia, nareszcie mam czas na napisanie recenzji, które powinnam napisać już dawno temu. Dziś zapraszam Was na recenzję kremu ściągającego, z czystkiem, bratkiem & co :)


Zobaczmy najpierw co obiecuje producent:

Połączenie wszystkich składników daje efekt napięcia i wygładzenia skóry twarzy, zaś pojedyńcze składniki mają szeroki wachlarz innych dobroczynnych efektów. Krem działa antybakretyjnie i antyzapalnie dzięki zastosowaniu w recepturze czystka, bratka, róży, aloesu i babki lancetowatej. Twarz jest ujędrniona i napięta, a cechy te zawdzięcza aloesowi, róży, witaminie E, kwasowi mlekowemu i składnikowi łagodzącemu bisabololowi. (synesis.pl

W tym niepozornym kremie zamkniętych jest aż 12  aktywnych składników: 
organizczny olejek z jojoby, wyciąg z bratka trójbarwnego, organiczny sok z aloesu hiszpańskiego, organiczny olejek z moreli, gliceryna, organiczny olejek z czystka francuskiego, organiczna woda z róży damasceńskiej, organiczna babka lancetowana, organiczny wyciąg z kory wierzby białej, organiczny wyciąg z płucnicy islandzkiej, bisabolol, kwas hialuronowy, witamina E, kwas mlekow y (tutaj ciśnie mi się na usta WOW, za te skomplikowane nazwy:))

Stosowałam krem tylko kilka razy, ponieważ jego efekt był dla mnie za mocny. Moja twarz była tak ściągnięta, że przez to odczuwałam dyskomfort i nie było innego sposobu, jak zmycie kremu. Jedyne, co zdążyłam zauważyć to fakt, że krem ten zmniejsza pory i całkiem ładnie matuje twarz. Chociaż oddałam go Mamie, lubię go czasem podbierać i z kropelką wody nakładać go na nos i policzki, właśnie w celu zmniejszenia porów. 

Moja Mama natiomast krem wychwala pod niebiosy, a musicie wiedzieć, że jest straszną marudą jeśli chodzi o pielęgnację twarzy. Przede wszystkim, co dla Niej najważniejsze - krem nie szczypie jej w oczy. A uwierzcie, że Ją szczypie prawie każdy. Dodatkowo też pasuje Jej zapach. Delikatny,  cytrusowy, nienachalny, niechemiczny. Co do opakowania nie możemy się wypowiedzieć, bowiem otrzymałyśmy próbkę, która zamknięta  była w ślicznym małym słoiczku.  



Co do działania to gołym okiem widać rezultaty. Skóra na twarzy Mamy zrobiła się bardzo jędrna. Mama w ostatnim czasie sporo straciła na wadze, więc jej skórze bardzo brakowało jędrności. Po około dwumiesięcznym stosowaniu ( na tyle wystarczyły dwie próbki - Magda też postanowiła oddać swoją, kiedy usłyszała jak Mama wychwala kremik) zmarszczki znacznie się spłyciły. Nie znikły całkowicie, ale różnica jest dostrzegalna gołym okiem. Cóż, jedynym maknkamentem tego kremu jest... jego cena. 115zł za słoiczek 50ml, to jak dla mnie sporo, biorąc jednak pod uwagę jego wydajność, cena wydaje się być nienajgorsza. 
Kiedy tylko Mama zużyje cały stos kremów, które dostała pod choinkę, z bólem portfela zakupię Jej pełnowymiarowy krem. Dla takich efektów - warto!


Od Mamy krem otrzymuje:



Pozdrawiamy Was serdecznie:)
Monika & Mama:)



Informuję, iż fakt otrzymania od firmy Synesis kosmetyków nieodpłatnie nie wpływa na recenzję.




What's in my bag?

niedziela, 13 stycznia 2013

Hej hej:)
Dzisiejszy dzień postanowiłam spędzić w łóżku. Rozkłada mnie angina, a nie mogę sobie teraz pozwolić na chorowanie. Musiałam więc odwołać dzisiejsze plany i ostać w łóżku. Ratuję się gorącą herbatą, kołdrą i kocem, a humor poprawiam sobie czytaniem blogów i oglądaniem yt. Postanowiłam dziś pokazać Wam moją torebkę. W tym roku udało mi się ją w miarę zorganizować.

Torebkę kupiłam w ostatnich dniach 2012 roku, na wyprzedaży w H&M. Nie był to model, na który polowałam, ale ostatecznie się na nią zdecydowałam. Cóż, z tym modelem jest tak, że albo się go kocha, albo nienawidzi. Ponad tydzień musiałam się do niej przekonywać, ale w końcu się przekonałam.


a oto jej zawartość:)


od góry od lewej: książka, którą aktualnie czytam, saszetka zapachowa, kosmetyczka, masełko do ust, spray do zatok, chusteczki, kalendarz, dwa komplety kluczy - do domu i do pracy, piórnik, telefon, portfel, krem do rąk i... odmrażacz do zamków:)

książka - aktualnie czytam "Skrzywdzoną" Cathy Glass, bo muszę na jej podstawie napisać pracę. Noszę ją ze sobą, bo często w pracy mam zastępstwa, które polegają właściwie na tym, że muszę po prostu być w jakimś miejscu, nie robić nic szczególnego. Żeby zabić nudę sięgam wtedy po książkę. 
Kalendarz - każdy mój dzień jest zakręcony, dlatego kalendarz jest mi niezbędny. Zapisuję w nim rozkład dnia, zajęcia dodatkowe, co do kiedy muszę zrobić i pomysły na posty, a także cytaty, które mnie urzekły, tytuły filmów, które chcę obejrzeć.

Dwa komplety kluczy - tak się złożyło, że w tym roku otwieram przedszkole, dlatego oprócz kompletu kluczy domowych (Kubuś), mam także klucze przedszkolne (krowa). Do kompletu z krową dostałam od koleżanki odmrażacz do zamków, bo nie raz ten od bramki przedszkolnej płatał mi figla...

Piórnik - z racji wykonywanego zawodu co chwilę coś piszę, rysuję, wycinam - wszystko, czego potrzebuję mam właśnie w tym piórniku, który btw kosztował 2zł w Kauflandzie:)

Spray do zatok - niestety, zimową porą nie mogę bez niego wyjść z domu.


Portfel - po co się go nosi, to chyba każdy wie:) Swój kupiłam w housie podczas zeszłorocznych wyprzedaży. Szukałam czegoś większego, ale nie za dużego, a ten wydał mi się idealny. Kupiłam też podobny mojej Mamie:)


Krem do rąk - ulubieniec z Biedronki, muszę nosić zawsze ze sobą, bo bardzo szybko pęka mi skóra na dłoniach:(
Saszetka do torebki - nie lubię smrodu w torebkach, dlatego też raz na jakiś czas przy okazji promocji w Rossmanie zaopatruje się w te saszetki. Szału nie ma, ale przynajmniej niwelują brzydki zapach.

Chusteczki higieniczne - lubię akurat te, są miękkie i przyjemnie pachną. 

A poniżej zawartość kosmetyczki, którą otrzymały blogerki na spotkaniu w Warszawie od firmy Astor. Jest mała, ale bardzo pojemna. 


Puder matujący miss sporty - z lusterkiem, idealny do poprawej w trakcie dnia, bronzer z Sephory - zawsze wkładam do kosmetyczki "aktualny" róż lub bronzer, żeby móc poprawić makijaż, perfumetka z Sephory - skończyła mi się jakiś czas temu, ale przelałam do niej mgiełkę, której aktualnie używam. Żel antybakteryjny Bath & Body Works - ze względu na częste choroby i charakter pracy jest to kolejna rzecz, bez której nie potrafię się obejść. A ten z B&BW bardzo długo i intensywnie pachnie. Masło do ust Nivea - akurat aktualnie używam masełka. Niezależnie jaki to jest produkt, zawsze mam przy sobie ten przeznaczony do pielęgnacji ust. 



a Wy co nosicie w swoich torebkach? Macie wszystko, co potrzebne, czy stawiacie na minimalizm? Bardzo lubię czytać takie wpisy, dlatego jeśli zrobiłyście podobny post na swoim blogu - podajcie d niego link w komentarzu:)

Pozdrawiam Was
Monika


Jak przestać? obgryzanie paznokci cz.1

Jak przestać? obgryzanie paznokci cz.1

sobota, 12 stycznia 2013

Hej hej:)
Jak pewnie wiecie jestem zadeklarowaną maniaczką lakierową, ale nie od zawsze nią byłam. Paznokcie były jednym z moich największych kompleksów, bo od dzieciństwa je obgryzałam. Nie pamiętam kiedy to się zaczęło, ale trwało dosyć długo, bo aż do czasów liceum. Pamiętam jak zazdrościłam koleżankom pięknie pomalowanych paznokci. Wiele razy słyszałam słowa typu to obleśne, to obrzydliwe kierowane pod moim adresem. Postanowiłam przestać - nie było łatwo, ale udało się:) Mi udało się zerwać z tym obrzydliwym nałogiem. Jako,  że nowy rok to czas postanowień postanowiłam podzielić się z Wami moimi sposobami. A nóż któraś z Waś postanowiła wziąć się za swoje paznokcie? Zapraszam do lektury.



Dlaczego obgryzamy paznokcie?
Powody są różne. Obgryzamy z nudów, bo jesteśmy głodni, ze stresu, bo lubimy rzuć. Tak naprawdę ile osób, tyle może być powodów.

Jakie są skutki obgryzania paznokci?
Najoczywistrzym skutkiem jest oczywiście brzydki wygląd. Chociaż wszyscy wiemy, jak takie paznokcie wyglądają wrzucam kilka zdjęć dla tych, które szukają motywacji:)



Oprócz brzydkiego wyglądu często występuje ból opuszków palców. O dziwo oprócz fizycznych aspektów, pojawia się aspekt psychiczny. Osoby, które obgryzają paznokcie doskonale wiedzą, że nie jest to coś akceptowanego przez społeczeństwo. Zdają sobie też sprawę z wyglądu swoich dłoni, co prowadzi do zaniżenia samooceny i złego samopoczucia. Paznokcie to swoista ochrona, dlatego poprzez obgryzanie paznokci jesteśmy narażeni na infekcje - grzybicę i inne choroby paznokci. Jak pewnie wiecie, pod paznokciami i przy nich znajduje się wiele zarazków, a obgryzając je przenosimy te zarazki do jamy ustnej, także możemy nabawić się chorób dziąseł, a także zębów. 

Jak przestać? 

Ile ludzi, tyle sposobów. Każdemu pasuje co innego, dlatego przedstawiam Wam wszystkie sposoby, które kiedykolwiek przyszły mi do głowy:)

Po pierwsze znaleźć motywację. Mnie motywowało oglądanie zdjęć obgryzionych paznokci, wyszukiwałam takie najgorsze, najbrzydsze... to chyba zadziała na każdego. 

Zaopatrzyć się w przekąski. Zamiast podgryzać paznokcie, lepiej coś przegryźć. Żeby nam nie przybywało kilogramów polecam te zdrowsze od czipsów:) Słonecznik, pestki dyni, orzechy. Tu możecie zaszaleć:)



Zaopatrzyć się w odżywki do paznokci i wsmarowywać je w paznokcie kilka razy dziennie. Ja lubiłam swego czasu odżywkę z Avonu, która wchłaniała się w płytkę paznokcia. Polecam też kapsułki z witaminą A i E.  Nie polecam na tym etapie odżywki Eveline 8w1 - jest zbyt agresywna, paznokcie są zbyt osłabione, by chronić skórę pod nimi przed działaniem tej odżywki.


Pazurek gorzki żel - o tym słyszał chyba każdy - polecam szczególnie młodszym dziewczynom. Niestety na mnie to nie działało- nalazłam sposób jak tej gorzkości w ustach się pozbyć...


Pokusić się o tipsy. Znajoma przestała obgryzać właśnie dzięki tipsom. Bądźmy szczere - która z nas chciałaby obgryźć śliczne tipsy, w dodatku takie, za które zapłaciła majątek?

Nagrody i kary. Stwórz swój system kar i nagród. Np. za każdy tydzień bez obgryzania spraw sobie mały prezent, a za każdy obgryziony paznokieć wrzuć do specjalnej puszki 1zł. Mi to pomogło, najpierw moja skarbonka mocno przybrała na wadze, ale potem już poszło z górki. Ale pamiętaj o konsekwencji!

Przypominacz/kontroler. Może to głupio zabrzmi, ale jest to skuteczne. Może to być przyjaciółka, koleżanka, mama, brat. To osoba, która będzie nas kontrolowała. Właściwie to nasze paznokcie. Ja zawsze czułam się głupio, gdy musiałam pokazać swoje paznokcie koleżance, która wiedziała o moim postanowieniu. To chyba pomogło mi najbardziej - starałam się nie obgryzać paznokci, żeby później nie czuć zażenowania przy spotkaniu z koleżanką, która z uporem maniaka pytała jak tam twoje paznokcie? :)

W temacie samego obgryzania to już wszystko, kolejny paznokciowy post będzie o tym jak wzmocnić nasze paznokcie, jak nadać im ładny kształt i sprawić, by nieco później odchodziły od palca.

A jak Wasze paznokcie? Obgryzacie, obgryzałyście? Udało się Wam przestać, a może jesteście w trakcie? Jeśli tak, koniecznie dajcie znać w komentarzu:)

Pozdrawiam Was,
Znowu Chora Monika


Sparkly duo - NYX&essence

piątek, 11 stycznia 2013

Hej hej:) Na dziś trochę różu i brokatu. Chociaż ostatnio moja miłość do brokatu na paznokciach trochę przygasła, podoba mi się ten mani. Słodki i dziewczęcy, lekko infantylny. 






Lakier NYX z upominkowej paczki, którą dostała Magda podczas otwarcia pierwszego salonu NYX w Polsce i brokatowy top od Essence.

Podoba się Wam, czy jest zbyt kiczowaty?:) Lubicie brokaty na paznokciach, czy wolicie klasyczne kremowe?

Pozdrawiam Was:)
Monika


PS. Kochane, bardzo proszę Was o głosy: KLIK :)

Tusz perfekcyjny - got it!

niedziela, 6 stycznia 2013

Długo szukałam tuszu, który spełniałby moje oczekiwania. Na zlocie blogerek w Warszawie w paczce od firmy GOSH zobaczyłam tusz w różowym opakowaniu i z silikonową szczoteczką. Z góry założyłam, że tusz nie będzie raczej wart mojej uwagi, ponieważ mam negatywne skojarzenia z silikonowymi szczoteczkami. Jak się jednak okazało - myliłam się. 





Obietnica producenta:
Maskara Catchy Eyes dla ultra uwodzicielskiego podkręcenia! Efektem są podkręcone, długie i podkreślone rzęsy. Precyzyjna szczoteczka ułatwia aplikację tuszu nawet przy małych oczach i krótkich rzęsach. Tusz idealnie modeluje rzęsy przy oczach z opadającym kącikiem zewnętrznym.
Produkt idealnie rozprowadza się na rzęsach dzięki kremowej konsystencji, gwarantuje efekt zalotnego spojrzenia bez rozmazywania i kruszenia.

Maskara ma silikonowa szczoteczkę, specjalnie wyprofilowaną, co umożliwia malowanie nawet najkrótszych rzęs. Ząbków na szczoteczce jest dużo i są bardzo gęsto rozstawione. Kształt szczoteczki idealnie dopasowuje się do mojego oka. 



A oto efekt na moich rzęsach:
oko przed nałożeniem tuszu GOSH



Widok z profilu


Oko po nałożeniu tuszu - jednokrotna aplikacja


Widok z profilu



Zestawiając:





Tusz daje naturalny efekt, bez sklejonych rzęs. Idealnie podwija i pogrubia rzęsy. Nawet po trzykrotnej aplikacji rzęsy nie są sklejone. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że rzęsy w takim stanie pozostają dłużej niż 8 godzin. Tusz nie obsypuje się, nie kruszy, Z dodaniem zalotki efekt jest jeszcze lepszy. Rzęsy pokryte są głęboką czernią, która nie blaknie w miarę upływu czasu. 


Składniki
Wosk pszczeli sprawia, że rzęsy są miękkie i jednocześnie elastyczne. 
Wosk Carnauba działa na rzęsy odżywczo i regenerująco. 
Panthenol optymalnie nawilża. 
Duży plus za to, że maskara jest pozbawiona parabenów.  Może być stosowana przez osoby o wrażliwych oczach i noszących szkła kontaktowe.

Długo szukałam tuszu, który spełniłby moje oczekiwania. Produkt jako jeden z niewielu spełnia obietnice producenta. Żałuję jedynie, że tak trudno go dostać, nawet w Warszawie.
Cena: ok. 45 zł / 8 ml.
Zdecydowanie ocena:






© Racja pielęgnacja • Theme by Maira G.