SLIDER

Na niedzielę - seriale

niedziela, 24 marca 2013

Witajcie:)
O ile wczoraj leniłam się z wyboru, o tyle dziś leniuchuję z przymusu. Zalegam w łóżku po nieprzespanej nocy mając nadzieję, że jutro będę w stanie stawić się do pracy. Ten weekend to jeden z nielicznych, podczas których nie muszę za wiele robić. Właściwie, to do zrobienia nie mam nic (no dobra, coś by się znalazło... mgr, FCE...), więc czas poświęcam na oglądanie seriali. 

Moim naujkochańszym, najwspanialszym serialem jest Pretty Little Liars


Jedna z 5 przyjaciółek ginie, a pozostałe cztery otrzymują smsy od tajemniczego A., który zna wszystkie ich sekrety. Lubię do tego stopnia, że zaczytuję się w serii książek, na podstawie której powstał serial. 

Dalej plasuje się Glee
Uwielbiam musicale, śpiew, sama z resztą śpiewam i gram na instrumencie.  Glee podbił moje serce tym, że oprócz ważnych dla mnie wątków poruszanych w serialu, wykonywane są w nim także piosenki, które obecnie podbijają listy przebojów, ale i ponadczasowe hity. Nie muszę chyba wspominać, że ani jedno wykonanie nie było złe?

Ligtfields


Dawniej niedaleko gospodarstwa Lightfields wybuchł pożar, w którym zmarła córka właścicieli. Jej duch nęka kolejnych mieszkańców. Akcja pokazana jest z perspektywy kilku pokoleń, włączając w nią historie niezwiązane z pożarem. Moja najnowsza miłość:)

Bones - Kości

Współpraca FBI i uczonych z Instytutu Jeffersonian. Cudownie mądra dr Brennan dostaje przydomek Bones - obserwując i badając ludzkie kości potrafi znaleźć przyczynę śmierci. Choć tematyka wydaje się poważna, to serial nie stroni od humoru. 

 Nie mogę nie wspomnieć o Plotkarze


O Plotkarze słyszeli chyba wszyscy. Z resztą, kto by nie słyszał o Chucku Bassie... :)

Ostatnia pozycja na mojej liście nie jest co prawda serialem, ale wciągnęłam się. Mowa o programie Amazing Race, w którym 11 ekip podróżuje po całym świecie wykonując przeróżne zadania. Oczywiście jestem w #teamyoutube , bo jedną z ekip stanowią Joey Graceffa i Meghan z Strawburry 17, których namiętnie oglądam na yt. 



Oglądacie któryś z tych seriali? Jakie są Wasze ulubione? Słyszeliście o Amazing Race?

Pozdrawiam Was,
Monika

Sallyhansenowe love - base coat od Sally Hansen

sobota, 23 marca 2013

Witajcie!

Idzie wiosna, czas na zmiany. Na blogu zmieniło się tło zdjęć i to narazie tyle. Liczę bardziej na inne wiosenne zmiany. Mój plan dnia nieco uległ zmianie, miejmy nadzieję na plus. 
Wolne soboty to dla mnie czas mega lenistwa. Nie mogę się zmobilizować do wstania z łóżka i zrobienia czegokolwiek. Dziwię się sama sobie, że w ogóle chciało mi się otworzyć komputer...
Przejdźmy jednak do sedna. Dziś w roli głównej:

base coat od Sally Hansen



Bazę tę kupiłam w TKmaxx za 16,99. Szukałam dobrej bazy, która chroniłaby moje paznokcie przed przebarwieniem, ale jednocześnie nie sprawiała trudności przy nakładaniu lakieru, szybko schła, była wydajna i nie ksoztowała majątku. Niestety, bazy które do tej pory miałam bardzo szybko odpryskiwały lub odchodziły płatami. 


Baza SH po nałożeniu na paznokcie jest przeźroczysta, wysycha w przeciągu minuty. Dzięki średniej szerokości pędzelkowi nakładanie będzie łatwe i precyzyjne dla posiadaczek zarówno wąskich, jak i szerokich paznokci. Sam wygląd pędzelka również przypadł mi do gustu, bo jego włosie jest przeźroczyste,a nie jak przeważnie czarne. Lakier sunie po bazie jak po maśle, choć bardzo dobrze się do niego przyczepia. Baza nie pachnie tak intensywnie, jak klasyczny lakier. Kolor utrzymuje się na bazie o 2-3 dni dłużej, niż na "gołych" paznokciach. Oczywiście to, ile utrzymuje się lakier, jest kwestią indywidualną. 


Podsumowując: nie wyobrażam sobie malowania paznokci bez tej bazy. Oczywiście, że wolałabym jeszcze, aby baza w jakiś sposób wzmacniała i odżywiała paznokcie, ale od tego są odżywki... Insta-grip razem z Insta-dry tworzą mój ulubiony paznokciowy duet. 

Insta-grip otrzymuje ode mnie



Pozdrawiam Was,
Monika

Plumeria od fennel

niedziela, 17 marca 2013

Z każdym weekendem czuję, że Szczecin coraz mniej mnie lubi. W skrócie: stałam wczoraj 2h na dworcu PKP czekając na ostatni autobus do Goleniowa, zmarzłam jak ch... nie wiem co, a w dodatku panowie żule i pani żulianna upatrzyli sobie mnie jako osobę, którą chcieliby pozaczepiać. Pomijam fakt, że byłam jedynym podróżnym. Ech...:) Ale to nie o tym miałam pisać:) Dziś chciałabym przedstawić Wam masło do ciała od Fennel - plumeria.


Już na samym początku nazwa skojarzyła mi się ze śliwką. Niestety (dla mnie) zapach masła nie był śliwkowy, a bliżej nieokreślony, jednak nieprzyjemny. Mdły, słodki, ale nie przyjemnie słodki, tylko jak... rozkładające się owoce. Wybaczcie mi, nie jestem dobra w opisywaniu zapachów. Koniec końców okazało się, że plumeria to kwieciste drzewko:). 

Od producenta: 


No to zobaczmy jak to rzeczywiście jest. Łagodzi podrażnienia? Niet. Nawilża? Owszem, na krótko. Intensywny zapach? Oj tak, bardzo. Zapach korzystnie wpływa na samopoczucie? Może, ale nie moje. Po nałożeniu na ciało nie mogłam się doczekać, kiedy zapach przestanie być taki instensywny. Niestety zapach totalnie "nie mój", zrezygnowałam z nakładania masła na całe ciało i zaczęłam używać go tylko do stóp. I tu nieprzyjemne zaskoczenie - pomimo grubej warstwy stopy rano było tak suche, jak przed nałożeniem masła wieczorem. Oprócz tego masło barwiło skarpetki na niebiesko. 


Jak widzicie, masło jest niebieskie. Nie wiem na ile wynika to ze specjalnych barwników, a na ile ze składników - zupełnie się na tym nie znam. Mnie kojarzy się ze sztucznością i chemią. Niestety nie umiem przekonać się do tego masła.

Za masłem nie przemawia też jego cena, 29 zł za 200g . TUTAJ znajduje się lista sklepów, gdzie możecie kupić to masło i inne produkty marki.

W mojej opinii masło nie zasługuje na ani jedną gwiazdkę. Znacie produkty Fennel? Używałyście, lubicie? Może jest jakiś produkt, który warto wypróbować?

Pozdrawiam Was,
Monika

Pachnąca pielęgnacja - olejek Clarins

niedziela, 10 marca 2013

Pielęgnacja twarzy była zawsze wielkim wyzwaniem. Dopasowanie kosmetyków do cery to moja lekka zmora. I wtedy pomogła mi wizyta u dermatologa, który uświadomił mi, że nie powinnam stosować kosmetyków do cery tłustej i trądzikowej (moja skóra: tłusta i trądzikowa). Okazało się, że na moją cerę kosmetyki te działają zbyt drastycznie. Jest podrażniona, wysuszona. Przepisał mi wtedy Cetaphil i powiedział, że do codziennej pielęgnacji powinnam poszukać czegoś innego. Największym problemem było dla mnie świecenie się skóry. I wtedy dowiedziałam się, już nie pamiętam jakim cudem, o olejku Clarins Hauile Lotus. Kupiłam go po wnikliwym przeczytaniu opinii na wizaz.pl.


Opis producenta:
Ponad 50 lat temu stworzone do użytku profesjonalnego, jedynie w Instytucie Clarins, Olejki Clarins ze 100% czystymi ekstraktami roślinnymi równoważą skórę i chronią jej naturalny blask. Clarins Face Treatment Oil są bogate w esencjonalne olejki i ekstrakty roślinne. Są 100% czyste i nie zawierają żadnych konserwantów.
Olejek do twarzy z czystych ekstraktów roślinnych. Normalizuje wydzielanie sebum, ujednolica strukturę i koloryt cery. Olejki eteryczne z rozmarynu, geranium i lotosu działają na pory ściągająco i wyrównująco. Olejek z orzechów laskowych zabezpiecza skórę przed przesuszeniem oraz powstawaniem zmarszczek. Idealny dla cery mieszanej.


 Bardzo sceptycznie podeszłam do olejku, bo myślałam, że wydzielenie sebum sięgnie maksimum. Natłuszczać skórę? O matko....:) Ale co za przyjemne rozczarowanie! Efekty nie były widoczne na drugi dzień. Ale po miesiącu stosowania mogę w końcu opisać rezultaty.


Na początek skład: corylus avellana (wyciąg z leszczyny pospolitej), geranium maculatum (wyciąg z bodziszka plamistego), parfum, rosmarinus officinalis (wyciąg z rozmarynu lekarskiego), nelumbo nucifera (wyciąg z lotosu orzechodajnego), anthemis nobilis (wyciąg z rumianu rzymskiego), salvia sclareae (olejek szałwiowy). Nie dowiemy się czym jest "parfum", ale poza tym kosmetyk składa się z olejków eterycznych. Dla mnie ogromny plus!


Wersja olejku, która jest aktualnie na rynku została wyposażona w poręczną pipetkę. Jako chemik powracam wspomnieniami do pracy w laboratorium...




Olejek niesamowicie podziałał na moją skórę. Regulacja wydzielania sebum przez skórę się unormowała. Nie świecę się już po przyjściu do pracy. Makijaż utrzymuje się prawie przez cały dzień. Ograniczyłam użycie bibułek matujących do jednej dziennie. Pory są widocznie zmniejszone. Zmniejszyła się liczba podskórnych grudek, skóra staje się coraz gładsza i bardziej oczyszczona. Sam olejek jest niesamowicie wydajny. Stosuję go już prawie 2 miesiące, a zużycie widoczne na zdjęciach. 



Olejku używam wieczorem po przemyciu twarzy płynem micelarnym. Wystarczą 3-4 krople olejku roztarte między palcami i wmasowane w twarz. Niektórym może nie odpowiadać dość intensywny zapach olejku. Jak na przykład mojemu narzeczonemu:) Sam kosmetyk jest dość drogi, kosztuje ok. 140 zł za 30 ml. Ale jest wart swojej ceny i nie żałuję, że się na niego skusiłam. 








wyczekiwane nowości - przesyłki, zakupy, prezenty:)

sobota, 9 marca 2013

Witajcie:) Przeglądając dziś bloga z przerażeniem stwierdziłam, że już dawno nie było żadnej recenzji i zaplanowałam na dziś takową, jednak jestem wyzuta ze wszelkich sił, a czeka mnie jeszcze pisanie eseju i masa spraw do uporządkowania. Pytając na facebooku, co chciałybyście zobaczyć, najczęściej odpowiadałyście, że haul. I z tym właśnie dziś do Was przychodzę.

W ostatnim tygodniu otrzymałam przesyłkę z kosmetykami firmy Hegron, które dażę sentymentem, ale o tym dlaczego przeczytacie kiedy indziej.


W przesyłce znalazł się różany krem glicerynowy do łokci, kolan i całego ciała, mam zamiar używać go do stóp, szampon miodowy i żel do włosów w sprayu.


Te dwa żele z Joanny, to kosmetyczna część mojego prezentu... bożonarodzeniowego:) dziękuję Sylwia:*


Micel z Biedronki - dobra jakość za grosze, zmywacz do paznokci i dwufazowy płyn do demakijażu oczu od Ziaji. 
Napad na Naturę:) zaowocował wodą toaletową Essence Like a day in a candy shop -cudowny zapach!!! I dwa opakowania pudru transparentnego - nie znam lepszego! Kupiłam dwa, bo ponoć jest już wycofany z produkcji, a życia bez niego sobie nie wyobrażam!


Całkiem fajne chusteczki do demakijażu z Biedronki - do zmywania makijażu w "leniwe dni" oraz peeling do stóp podpatrzony u Juicy Beige, zakupiony w Rossmanie. 



 W Rossmanie w moje ręce wpadła także odżywka Syoss za 11zł. Niestety nie doczytałam i wzięłam odżywkę, która w skrócie nie robi nic. Oczywiście, nie mogłam oprzeć się nowym lakierom Wibo:)


W weekendy, w które mam zajęcia na uczelni nie mogę sobie odmówić i nie wejść do TkMaxx. Właściwie jedyne, co oglądam to regały z kosmetykami. Czasem uda mi się coś wynaleźć. Do tej pory najczęściej pada na produkty przeznaczone do paznokci. W ten sposób nabyłam już 4 pełnowymiarowe OPI (2 dla siebie, 2 dla Magdy) i bazę Sally Hansen. W zeszły weekend i ja, i Magda weszłyśmy w posiadanie tych cudeniek, również od OPI. Są to miniatury czterech lakierów Nicole by OPI z kolekcji Kardashianek. Za 25 zł żal byłoby nie wziąć. Mam nadzieję, że uda mi się upolować podobny zestaw z kolekcji Seleny Gomez:)


Uf... to byłoby na tyle. Nawet nie wiedziałam, że aż tyle się tego nazbierało:) 

Pozdrawiam Was serdecznie!
Monika

Spring nailpolishes - moje propozycje wiosennych lakierów do paznokci

środa, 6 marca 2013

Witajcie:) Dziś z okazji dnia wolnego przychodzę do Was z  moimi propozycjami lakierów na wiosenne dni. Jak zapewne się domyślacie, przez wiosenny okres możecie spodziewać się swatchy właśnie tych kolorów. Zapraszam!

Wybrałam 18 lakierów, które moim zdaniem idealnie wpasowują się w wiosenny klimat. Dobra, tak naprawdę, to wybrałam około 30, ale postanowiłam swój wybór chociaż trochę zawęzić. Oto one:




Pierwsze trio pochodzi z H&M.

Od lewej: fiolet, z którego zdarła się etykietka z nazwą, strawberry lollipop, pear icecream. 
 Poniżej kwartet Nicole by OPI, mój najnowszy nabytek.
All Kendall-ed Up, Kim-pletely in Love, Wear Something Spar-Kylie, Sealed with a Kris, jak widzicie po nazwie jest to kolekcja KardashianKolor.


Weterani od essence przedstawiają się następująco: 51 mellow yellow, 53 you belong to me, 86 lovely secret.


Moje cudowne OPI : Planks a lot, Steady as she rose, Koala bear-y. 



Urocza parka ze zdjęcia powyżej to wytwory Wibo i blogerek, w tym przypadku TheOleskaaa i Siouxie. Nie nosiłam ich jeszcze, jedynie wykonałam szybkie maznięcia w celu sprawdzenia koloru i... przepadłam! 9 peaches and cream, 8 mint sorbet. 


Golden Rose Fantastic colour nr 203 to śliczny brąz z nienachalnym różowym shimmerkiem. Błękit to nr 456 od MissSporty.


Jasny, dziecięcy róż od Essie to 740 French Affair. Brudna, przyciemniona brzoskwinia pochodzi od Essence z trend edycji Vintage District- 03 Antique Pink.

Mam nadzieję, że moje propozycje przypadły Wam do gustu. Chętnie poznam Wasze propozycje, także komentujcie, linkujcie, itepe, itede...:)

Na koniec pozwolę sobie jeszcze dodać, że dziś nasz fanpage na facebooku polubiła setna osoba:) 
Tych, którzy jeszcze nie podnieśli kciuka w górę, zapraszamy do kliknięcia TU i polubienia nas na FB. Dzięki temu będzemy ciągle w kontakcie!

Pozdrawiam Was, wiosennie:)
Monika

February Favourites, czyli o tym, co kochałam w lutym:)

niedziela, 3 marca 2013

Witajcie:)
Rozpocznę od przeprosin, które Wam się należą, za moją nieobecność tu, a także na Waszych blogach. Nie będę się rozdrabniać, czym jest to spowodowane. Mam jedynie nadzieję, że nareszcie uda mi się bywać tu i tam więcej. Wszak wiosna idzie...:)

A dziś zapraszam Was do zapoznania się z moimi ulubieńcami. Enjoy!


Nie jest tego dużo, pewnie dlatego, że chcę Wam pokazać produkty, które przypadły mi do gustu, a nie te, których używałam najczęściej. Kolejność przypadkowa:)


Essence stay all day concealer, 20 soft beige. Kosztuje ok. 11zł - dokładnie nie pamiętam. Nie jest taki ciężki jak korektory w sztyfcie, ale dobrze kryje. Nadaje się do rozjaśniania oraz do zamaskowania mniejszych i większych niespodzianek. Jest bardzo wydajny, ale niestety ma krótką ważność, jedyne 6 miesięcy. Używam go codziennie od jakichś 3 i nie zużyłam nawet 1/3. 


Rozświetlające serum do twarzy, Avon. Super serum. Pięknie nawilża i naprawdę rozświetla skórę. Nawet znajomi zauważyli różnicę na mojej twarzy, która ponoć jest taka promienna:). Używam na noc, często zamiast kremu nawilżającego, czasem miksuję z Cetaphilem. Koszt jest różny, udało mi się upolować go za 9,90 ostatnio. Nie wiem jak z wydajnością, bo pierwszą buteleczkę dostałam od Magdy, która go przez jakiś czas używała. Uwaga! Ją to serum zapychało:( Na szczęście u mnie się nic takiego nie stało:)


Atłas pod makijaż od Synesis - recenzja TUTAJ . Baaaardzo wydajny produkt.


Tusz glam'eyes day 2 night od Rimmel. Zobaczyłam ten tusz u Sary z TheStyleBlog, który już chyba nie istnieje ( na pewno nie dodaje już filmików na yt) i zniecierpliwiona czekałam, aż pojawi się w Polsce. Doczekałam się, ale cena mnie rozbrajała, na szczęście pojawiła się mega promocja w Rossmanie i mama sprezentowała mi tę maskarę. Po pierwszym och i ach, byłam wściekła, bo rzęsy były posklejane, tusz się osypywał i po godzinie zamieniałam się w pandę. Zadowolenie przyszło z czasem, trzeba nauczyć się nabierać odpowiednią ilość tuszu i dopasować sobie szczoteczkę - tusz ma je dwie. A raczej dwie zakrętki z różnymi otworami. Trochę skomplikowane:) W każdym razie - lubię!


Szampon Joanna z bursztynem i biosiarką, do włosów przetłuszczających się i ze skłonnością do łupieżu. Podpatrzony u  Oli z belleoleum.blogspot.com . Zapragnęłam go całym sercem, bo odkąd pozbyłam się łupieżu, szampony do walki z nim stworzone były zbyt agresywne dla mnie. Ten jest super, włosy faktycznie mniej się przetłuszczają. Mała buteleczka kosztuje ok. 5zł, zaś rodzinna butla ok. 8zł:) Jak widzicie opakowanie na zdjęciu jest puste, oczywiście wielka butla już stoi pod prysznicem:)


Róż Wibo nr 3. Fajny produkt za grosze, recenzja TUTAJ


Essence, puder transparentny. Cu-do! Cudo przez duże C. W składzie ma aluminium i zupełnie nie wiem co w tym złego, więc ktoś właściwie mógłby mnie uświadomić. Ponoć wycofany z oferty essence, przez dłuższy czas faktycznie go nie było w żadnej szafie. Ostatnio zobaczyłam aż dwie sztuki i zgadnijcie co zrobiłam:) Oczywiście, że kupiłam obie...:)

Znacie te produkty? Lubicie? A może właśnie nie przypadły Wam do gustu? 
Pozdrawiam Was serdecznie:)
Monika

© Racja pielęgnacja • Theme by Maira G.