SLIDER

Dior - lakier do paznokci

niedziela, 28 kwietnia 2013

Witajcie w to piękne, niedzielne przedpoudnie!
Wstałam dziś wcześnie, po dokończeniu odcinka Glee, na którym wczoraj usnęłam:) zabrałam się za blogowe porządki. Okazało się, że nie zasługuję na miano lakierowej maniaczki! Przez półtora roku istnienia bloga, pokazałam Wam zaledwie 14 lakierów! Nie mogę tego przeboleć, dlatego moje postanowienie na koniec kwietnia i maj - pokazać Wam jak najwięcej lakierów. Zacznę już dziś, od zaprezentowania Wam mojego zdecydowanego faworyta ostatniego czasu.

Dior Gris Trianon 306

Lakier przywiozła mi Magda z Maroka.

Gris Trianon to typowa kawa z mlekiem - doskonale nadaje się na codzień, jak i na większe wyjścia.
Szeroki pędzelek, któremu niestety nie zrobiłam zdjęcia, jest porównywalny do pędzelka z lakierów Miss Sporty. Jest płaski, szeroki, ale wygodny w użyciu. Zaintrygowała mnie zakrętka. Spodziewałam się, że pędzelek będzie przymocowany bezpośrednio do niej, tak jak chyba we wszystkich lakierach. W pierwszej chwili odkręcając go wystraszyłam się, że ledwie dostałam, a już zepsułam:). Zakrętka została mi w ręku, a lakier nadal zamknięty - przeżyłam sekundy grozy. Ale kiedy spojrzałam na lakier, wszystko stało się jasne : lakier ma dodatkową zakrętkę. 



Cóż, ta okrągła, mniej prezentacyjna zakrętka jest sto razy wygodniejsza przy malowaniu. 
Konsystencja lakieru nie jest ani rzadka, ani gęsta. Jak dla mnie w sam raz, lakier nie rozlewa się na skórki. Zachwyciła mnie jego trwałość - 5 dni i żadnych odprysków. Gdyby nie moje skubanie, podejrzewam, że lakier  utrzymałby się jeszcze kilka kolejnych, z ewentualnym wytarciem na brzegach i odrostami paznokci. 

Jedynym maknamentem tego lakieru jest jego... cena. ok. 89zł to zdecydowanie dużo jak na lakier. Dotychczas 60zł na mój pierwszy OPI to była mega rozrzutność... Jeżeli jednak któraś z Was gustuje w produktach z wyższej półki, to ten jest zdecydowanie godny polecenia!
A tak prezentuje się na paznokciach:




Oczywiście, Dior otrzymuje ode mnie

Monika

Wiosenna Wyprzedaż Blogowa

czwartek, 25 kwietnia 2013

Wiosenne porządki naszły i mnie. W związku z tym pozbywam się kilku rzeczy. 

Wysyłam po zaksięgowaniu wpłaty na koncie, nie wysyłam za pobraniem. Wysyłam priorytetem poleconym. Do ceny podanej pod zdjęciem należy doliczyć 5zł - przesyłka.  


04 The dawn is broken, użyty kilka razy, 5zł

04 Edward's love, użyty raz, 5zł




Gold coin, użyty dwa razy, 8zł

winter in Aspen, użyty raz, 8zł

8 mint sorbet, użyty na dwa paznokcie, 4zł

9 peaches and cream, użyty na jedną rękę, 4zł

203, użyty na kilka paznokci, 5zł

38 choose me, użyty raz, 3zł

84 midnight charm, użyty dwa razy, 3zł

odcień 002 peachy coral, zużycie widoczne na zdjęciu. 15zł


10zł, zużycie widoczne na zdjęciu


01 tree hugging, użyty na trzy paznokcie, 4zł

03 Antique pink, użyty raz, 5zł

top coat glorius aquarius, użyty dwa razy, 5zł




Niedługo część druga:)

Monika







Słodka przesyłka od Bath & Body Works i uroczy upominek z Londynu:)

Witajcie:)

Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie był mój - do momentu, kiedy wróciłam do domu. Mama postanowiła sprezentować mi nowy telefon, a oprócz tego czekała na mnie dosłownie słodka przesyłka od Bath & Body Works.


W skład przesyłki weszły miniatury trzech balsamów - Honey sweetheart, Berry flirt i Daisy dreamgirl oraz całkiem spory, bardzo kolorowy lizak:). Pierwsze co zauważyłam, to nazwy balsamów - przypadły mi do gustu. Na buteleczkach goszczą też modne w tym sezonie neony. O tym, że zapachy obłędne nie muszę wspominać. 



Pierwsze testy poczynione, spodziewajcie się recenzji tych, a także innych produktów z B&BW. 


Niedawno moja przyjaciółka odwiedziła Londyn, z którego przywiozła mi uroczy drobiazg:)


Kochane, zabieram się za obrabianie zdjęć i mam nadzieję, że jeszcze dziś uda mi się wstawić post wyprzedażowy. A trochę tego będzie...:) Pozdrawiam Was serdecznie!
Monika


Katarzynce sto lat!

Katarzynce sto lat!

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

19 lat temu nasze życie się zmieniło. Nie byłyśmy już dwiema wnuczkami naszej Babci i naszego Dziadka, wszystko musiałyśmy dzielić na 3. Ja przestałam być najmłodszą w Rodzinie, a same wiecie jakie profity się z tym wiążą:) W naszym życiu pojawiło się małe różowe maleństwo, które darło się w niebogłosy, miało najlepsze zabawki i jako jedyne w rodzinie - blond włosy i kochało Kubusia Puchatka. Na świat przyszła nasza siostra Kasia, która jak większość z Was wie jest autorką 99% grafik na tym blogu. Od tamtej pory nie byłyśmy już we dwie. W młodszych latach określałyśmy siebie jako trzy świnki, później trzech Muszkieterów. Kochałyśmy się i nienawidziłyśmy. Im bardziej dorastałyśmy, tym bardziej zdawałyśmy sobie sprawę jak wiele dla siebie znaczymy. 


Kasia prawie we wszystkim bije mnie na głowę:) i nie wyobrażam sobie, że mogłoby Jej nie być! Choć jest ode mnie młodsza, jest moją życiową inspiracją i przyjaciółką. 


Katarzynce życzę wszystkiego najpiękniejszego i zdania tej cholernej matury, a Wam - byście w swoim życiu spotkały tak cudowną osobę:)


Blue haul

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Witajcie:) Przeglądając zdjęcia czekające na publikację zorientowałam się, że mam jeden ciekawy haul, którego jeszcze Wam nie pokazałam. Dziś mam swój osobisty blue Monday, a w dodatku wszystkie kosmetyki z tego haulu są niebieskie. Cóż za zbieg okoliczności:)



Wszystkie niebieskości to prezenty od Magdy:) Miniaturki hotelowe z Maroka (okej, to głupie, ale ja je lubię - na wyjazd jak znalazł:D), lakier Dior ( który pokochałam nad życie!) i maskara od Nivea. Jestem już po pierwszym użyciu i rzęsy są piękne!  


Czego bardziej jesteście ciekawe? Maskary czy lakieru?:)

Pozdrawiam Was!
Monika

Forever red

niedziela, 14 kwietnia 2013

Witajcie w tę piękną niedzielę! Choć większość dnia spędziłam w łóżku z przeróźnej maści mieszankami olejów i odżywek na głowie, zaraz wybieram się z Mamą na spacer. Zanim jednak pójdę cieszyć się wiosenną pogodą, chciałabym przedstawić Wam cudowny zapach, jakim jakiś czas temu uraczyło mnie Bath & Body Works.


Oczarowało mnie już samo opakowanie. W tym ślicznym pudełeczku mieściła się maleńka buteleczka...


"W naszych laboratoriach z połączenia odważnej nuty luksusu, silnego dodatku elegancji, przetykanych wątkami zmysłowości i delikatnej słodyczy powstał Forever Red najbardziej ekskluzywny z naszych zapachów.
Forever Red jest kolekcją przełomową. Nie tylko dlatego, że bezsprzecznie jest to najbardziej wartościowy zapach Bath & Body Works, lecz również dlatego, iż jest to pierwsza kolekcja, w której jednym z produktów jest ekskluzywna woda perfumowana. Ten niepowtarzalny zapach tworzą zaskakujące nuty zapachowe pianek marshmallow i waniliowego rumu oraz – osobowość i zmysłowość kobiety, która dla całego projektu była inspiracją."



Przyznaję się ... zakochałam się w tym zapachu od pierwszego użycia. Wyczuwalna nuta maliny (której tak naprawdę tam nie ma, ale ja ewidentnie czuję malinę!) idealnie trafia w mój gust. Według mnie nie jest to zapach na codzień, raczej na wieczorne wyjście. Jest trochę ciężki, wyraźny. 
Nuty w nim zawarte: ognisty granat, rzadka francuska brzoskwinia, błyszczące jabłko, czerwonia piwonia, nocny nagietek, waniliowy rum, aksamitne marshmallow, drewno dębowe. Jak widzicie do maliny im daleko...:)
Oprócz tego, że zapach sam w sobie jest cudowny, słodki, to utrzymuje się naprawdę długo. Czy to na ciele, czy na ubraniach. Lubię czasem spryskać nim apaszkę, którą noszę prawie codziennie. Kiedy noszę na sobie Forever red zawsze, ale to zawsze ktoś pyta mnie, co to za zapach. Kiedy otrzymałam paczuszkę od B&BW do pracy, otworzyłam przy ciekawskich koleżankach (które serdecznie pozdrawiam!) dziewczyny nie mogły oprzeć się pokusie i po zapoznaniu się z zapachem, butelka wędrowała z rąk do rąk, wydając odgłos "psikania";) Kiedy któraś z nas przechadzała się korytarzem, ciągnął się za nią piękny zapach, wiosennego wyjścia wieczorową porą. 

Pomijając już kwestię zapachu - jestem pozytywnie zaskoczona próbką, jak to nazwała Pani  Dominika kontaktująca się ze mną w tej sprawie. Ach, gdybyśmy w perfumeriach dostawały takie "próbki"... :)

Powracając do samej nazwy - Forever Red - kojarzy mi się z albumem Taylor Swift "Red". I sam zapach pasuje mi również do Taylor, która jest tak samo kobieca, jak i szalona. 




Sklep Bath &Body Works to jeden z niewielu sklepów, w którym jestem skłonna zostawić większą gotówkę. Do tej pory używałam już kilku produktów, z różnych serii, ale wszystkie jednogłośnie podbiły moje serce: żele antybakteryjne do rąk, balsam, żel pod prysznic, dwie mgiełki zapachowe i nawet myjkę do ciała, a także ogromną zapachową świecę. Nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w stolicy, na którą już odkładam pieniądze, by oczywiście zostawić je w świecie zapachów. No i nie wiem, czy nie skuszę się na pełnowymiarową wersję FR...:)

Po takiej opinii nie muszę chyba pisać, ile gwiazdek otrzymuje ode mnie cudeńko od B&BW:

Pozdrawiam Was niedzielnie:)
Monika


Dziękuję Pani Dominice i Bath & Body Works za udostępnienie produktu do testów, jednocześnie informuję, iż fakt ten nie wpływa na moją opinię. 







Micel micelowi nierówny - recenzja miceli z Ziaji

sobota, 13 kwietnia 2013

Witajcie:) Dawno nie miałam tak pracującej wolnej soboty. Na szczęście zdjęć na bloga mam cały zapas, nie musiałam więc dziś stać przy oknie w kolorowych maseczkach (zaszalałam i zrobiłam sobie dziś 3!) i cudować z aparatem, będąc tym samym programem rozrywkowym dla sąsiadów.

Dziś chciałabym pokazać Wam recenzję 3 w 1 - płynów micelarnych od Ziaji.  Pod lupę bierzemy płyn ulga, oliwkowy i różany



Każdy z tych trzech płynów jest inny. Nie z każdym się polubiłam. Zacznijmy jednak od cech wspólnych. Taką cechą na pewno jest opakowanie - w każdym przypadku skromna szata graficzna, niezależnie też od rodzaju płyn mieści się w butelce o pojemności 200ml, zamykanej na zatrzask, pod którym kryje się niewielki otwór, przez który wydobywa się płyn. Otwór nie jest za duży, przechylając butelkę nie wylewamy połowy jej zawartości na wacik. 


Pierwszy pod lupę bierzemy płyn micelarny dla skóry wrażliwej ulga



Wskazania: dysfunkcje skóry wrażliwej oraz nadwrażliwość oczu. 

Od producenta: Dwufunkcyjny płyn micelarny do demakijażu i oczyszczania każdego rodzaju skóry wrażliwej. Zapewnia bezpieczeństwo stosowania, działa jak kojący kompres, zawiera tylko niezbędne składniki receptury. 
Preparat hypoalergiczny, bezzapachowy, 0% barwników, 0% parabenów, 0% alkoholu.Substancje czynne: alantoina, prowitamina B5. 

Moja opinia: Był to pierwszy z zakupionych przeze mnie miceli Ziaji. Kupiłam go, bo nie mogam znaleźć nigdzie oliwkowego. Micel ten faktycznie jest bezzapachowy. Nie pieni się, jest wydajny i jak dla mnie przebił czerwoną Biodermę. Dobrze zmywa makijaż, ale nie radzi sobie z tuszem do rzęs czy linerem. Po jego użyciu skóra jest gładka, nie ma uczucia lepkości, jak to w przypadku niektórych miceli bywa. Producent obiecuje, że koi. Owszem, koi. Zdarza mi się przesadzić z peelingiem. Ulga dawała ulgę:)



Dostępność: dobra, apteki, drogerie, markety
Cena: waha się w zależności od sklepu/apteki 7-10zł
Czy kupię ponownie? Być może tak, ale narazie moim ulubieńcem jest biedronkowy micel. 




Naturalny oliwkowy płyn micelarny


Od producenta: Płyn może być stosowany przez osoby noszące szkła kontaktowe. Zapewnia łagodny demakijaż, skutecznie zapobiega wysuszaniu, zmiękcza skórę oraz tonizuje naskórek, wpływa kojąco na podrażnienia. 

Moja opinia: Bardzo chciałam wypróbować wersję oliwkową. Smaku narobiła mi koleżanka, która użyczyła mi swojej nowości zaraz po zakupie. Pierwsze wrażenie cudowne, po jednym przeciągnięciu wacika skóra idealnie oczyszczona. Niestety  z każdym kolejnym użyciem magia znika. Nie wiem co na to wpłynęło, czy to wina micela, czy moja skóra się po prostu przyzwyczaiła. W trakcie używania wersji oliwkowej nie miałam podrażnionej twarzy, także nie mogę ocenić, czy łagodzi podrażnienia. Zecydowanie nie podobało mi się to, że płyn pienił się. Nie lubię tego, sama właściwie nie wiem dlaczego. Płyn nie radził sobie z makijażem oczu, na twarzy pozostawiał uczucie lepkości, delikatne, ale to kolejna rzecz, której w micelach i tonikach nie lubię.  



Dostępność: dobra, drogerie, apteki, markety. 
Cena: 7-10 zł
Czy kupię ponownie? Raczej nie. 



Różany dramat, czyli różany płyn micelarny do każdego rodzaju skóry.



Od producenta: Różany płyn micelarny z substancją tonizującą pochodzenia naturalnego do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju skóry po 30 roku życia. Produkt testowany dermatologicznie pod kontrolą lekarzy okulistów. Specjalna receptura ogranicza ryzyko migracji składników do worka spojówkowego. Nie zawiera kompozycji zapachowej, barwników i parabenów. Zapewnia ładodny demakijaż, skutecznie zapobiega wysuszaniu, zmiękcza skórę oraz redukuje napięcie naskórka. Wpływa kojąco na podrażnienia. 

Moja opinia: to najgorszy micel, jakiego do tej pory używałam. Oczywiście o tym, że jest do skóry pań powyżej 30 roku życia dowiedziałam się w domu. Urocza pani ze sklepu Ziaja dla Ciebie przekonywała mnie, że to micel idealny dla mnie. Wyglądam na 30 lat?!?!?! Okej, przejdźmy do samego płynu. Bardziej rozmazuje, niż zmywa podkład i puder. O tuszu do rzęs nie ma nawet co wspominać. Poza tym skóra jest tak potwornie lepka, że kiedy przyciśniemy dłoń do policzka i powoli ją odejmiemy zauważymy, że skóra twarzy przykleiła się do skóry dłoni...


Dostępność: dobra, drogerie, markety, 
Cena: nie wiedzieć czemu, jest to najdroższy z miceli, 10-12zł
Czy kupię ponownie? Nie! Chyba, że będę po 30...:)


Jak widzicie, firma ta sama, inne rodzaje i zupeeełnie inne oceny.

Znacie te płyny? Używałyście któregoś z nich? A może w ogóle nie stosujecie miceli?

Pozdrawiam Was - Monika


Sephora -bronzing powder

czwartek, 11 kwietnia 2013

Hej, hej:)
Dziś bez owijania w bawełnę - chcę Wam pokazać mój ulubiony bronzer. Jest to produkt marki Sephora, który dostałam od Magdy - używała go przez jakiś czas i postanowiła mi go oddać. Nie wiem czemu, ale jestem Bogu i Jej wdzięczna, że podjęła taką decyzję:):):)

Przedstawiam Wam bronzing powder od Sephora



Bronzer mieści się w zatrzaskiwanym pojemniczku, z charakterystycznym dla Sephory zawijasem. Opakowanie jest bardzo wytrzymałe - wielokrotnie wypadało mi z różnych wysokości i nadal jest w formie. Pod "wieczkiem" znajduje się lusterko. 

Nie jest to klasyczny bronzer.  Po otwarciu naszym oczom ukazuje się trójkolorowy puder. Jest i ciemny brąż, jasny brąz i uwaga - róż. Dla mnie rozwiązanie idealne - róż i bronzer w jednym.  Wszystkie kolory zawierają shimmer - nienahalny, ale widoczny dla oka. Niestety, nie udało mi się go uchwycić na zdjęciu.


Producent na swojej stronie informuje nas, że to bronzer o idealnie miękkiej strukturze. Owszem, ta "miękkość" jest wyczuwalna. Nie wiem, czy dostrzeżecie to na zdjęciu, ale zużycie kolorów jest różne, a to właśnie przez ich miękkość. Najbardziej zużyty i miękki zarazem jest jasny brąz, potem ciemny brąz i na koniec róż.  


 Bez zbędnego przedłużania powiem Wam, że aplikacja tego bronzera jest bezproblemowa. Owszem, można zrobić sobie nim krzywdę, jak chyba każdym kosmetycznym produktem. Idealnie sprawdzi się dla takich początkujących amatorów jak ja, którzy nie bawią się w konturowanie, a chcą trochę ożywić swój codzienny makijaż. Ogromnym plusem jest także trwałość. Nakładam makijaż ok. 6.30, zmywam ok. 22 i nadal mam co zmywać:)

TUTAJ możecie sprawdzić wszystkie dostępne kolory (aż 3:)). Ten, który widnieje na zdjęciach to medium 2.
Produkt nie zawiera parabenów, oil-free:), jest niekomodogenny. Za 9g zapłacimy 64zł . Patrząc na wydajność i nie boję się użyć tego określenia - jakość- byłabym skłonna zapłacić taką kwotę.
Jedyny minus jaki mogę odnaleźć (poza ceną dla niektórych) to nierównomierne zużywanie kolorów.
Za to odbieram gwiazdkę.



Pozdrawiam,
Monika


Całuśnie, czyli Born Lippy od The Body Shop

niedziela, 7 kwietnia 2013

Witajcie w ten jakże piękny niedzielny poranek, który właściwie nie jest porankiem, bo już po 15:)


Dziś  truskawkowy balsam do ust od TBS.


Opakowanie balsamu to niewielki, plastikowy słoiczek o pojemności 10 ml. Nie jest to opakowanie minimalistyczne, ale nie jest też przeładowane wszystkim. Po odkręceniu słoiczka naszym oczom ukazuje się jego czerwona zawartość.  


W tym miejscu dotrą do nas nie tylko efekty wizualne, ale także zmysł węchu zostanie miło obdarowany ślicznym zapachem truskawek. Sam balsam nie jest taki twardy, zbity, jak np. masło od Nivea. Nie umiem inaczej określić konsystencji, niż "w sam raz". 

Poza nawilżeniem, balsam delikatnie barwi usta i nabłyszcza je, więc doskonale sprawdzi się także w roli błyszczyku. 



Producent obiecuje nam nawilżenie, delikatny kolor, błysk i smaczek:). I tutaj obietnice producenta są spełnione. Usta są nawilżone, faktycznie delikatnie zabarwione, błyszczące jak przy użyciu błyszczyka, no i trudno oprzeć się, by od czasu do czasu przejechać językiem po nich...:)

Jak już wspomniałam balsam nawilża, ale raczej utrzymuje nasze usta w dobrej kondycji, niż pomaga im dojść do siebie w momentach ekstremalnego przesuszenia.

Cena za 10ml to ok. 20zł

Born Lippy otrzymuje ode mnie

odjęłam jedną za cenę, bo jak dla mnie jest dość wysoka, jak na taki produkt.

Lubicie TBS? Używałyście Born Lippy? 

Pozdrawiam Was, Monika:)

© Racja pielęgnacja • Theme by Maira G.